Myślę sobie, że w życiu kobiety bywają takie momenty lub dni, kiedy nasz Wewnętrzny Krytyk jest najgłośniejszy, wydarzenia, które On lubi najbardziej, bo wówczas mają największe pole do popisu. Jednym z takich okresów są właśnie święta.
Myślę, że nietrudno jest się domyśleć, dlaczego.
Okres świąt jest czasem, w którym my kobiety mamy “ważną rolę do spełnienia”, tak mocno mamy zakorzenione w sobie przekonanie, że “powinnyśmy” jak najlepiej pokazać się jako: organizatorki, kucharki, gospodynie.
Zakorzenione mamy, że to po naszej stronie jest : posprzątać mieszkanie, przygotować dania, ciasta, zorganizować prezenty dla rodziny, przygotować Wigilię i ją “obsłużyć”. Nie chcę, naprawdę, aby brzmiało to seksistowsko, ale obawiam się, że w większości naszych domów to właśnie kobiety ogarniają te rzeczy, a ich mężowie czy partnerzy mogą wesprzeć je w tylko niektórych zadaniach.
I obawiam się, że najgorsze jest to, że my same ich nie dopuszczamy do pracy, same bierzemy na siebie większość z zadań, “bo to jest rola kobiety”.
A nasz Wewnętrzny kobiecy krytyk tylko “zakasuje ręce do krytyki”, że meble nie dość wyczyszczone, że za szafkami kurz, że ciasto nie takie jak powinno, że pierogi trzeba ulepić, że piernik trzeba upiec, że dywany trzeba wytrzepać i że wszystko “powinno” być idealnie.
Znasz to?
Ja tak i to, aż za dobrze.
Sama miałam wszczepiony taki schemat postępowania.
Moja mama całe święta ogarniała sama, nie dlatego, że taty nie było (chodź,to swoją drogą) tylko dlatego, że wolał ulotnić się z pola rażenia, jakie wówczas wokół siebie roztaczała. Wojna tak, czy inaczej była częścią tradycji naszej rodzinnej, mama zarobiona, wszystko ogarnia sama (bo nie nauczyła taty dopuszczać do pracy) potem pretensje, że go nie ma.
Przychodził czas wieczerzy i ciche zawieszenie broni (chociaż godzinę temu wrzało).
Pamiętam, że obiecałam sobie co roku, że kiedy ja będę miała rodzinę to u mnie nigdy tak nie będzie.
I pamiętam też święta, kiedy miałam już męża i synów, i sama od tygodnia sprzątałam mieszkanie, sama ogarniałam dania na wigilię i sama pakowałam prezenty, i sama szykowałam stół, i wszystko sama, zostawiając chłopcom tylko ubranie choinki.
I pamiętam jaka wówczas byłam zmęczona, i jak tuż przed kolacją wybuchła u nas wojna o co…że jestem zmęczona, chcę chwilę odpocząć i tego nie mam, bo sama wszystko zrobiłam.
Wierzyć się nie chce.
Stałam się swoją mamą i chociaż zapierałam się, że ja tak nie będę, to jak nóż w masło, kiedy miałam swój dom, weszłam w ten sam schemat. A mój Wewnętrzny Krytyk wówczas miał roboty równie dużo co ja, bo sam też mną dyrygował, tyle że on to robił z dziką radością.
Warto jest się zatrzymać i zastanowić jakich narzędzi szczególnie teraz, w okresie świąt używa nasz kobiecy Wewnętrzny Krytyk.
Jak odkryłam kilka:
- Spełnienie oczekiwań jakie “narzuca” na nas płeć, “bo to kobieta powinna dbać o świąteczną atmosferę i dobre samopoczucie innych”.
- Wrzuca nas w schematy działania naszych mam, które wszystko brały na siebie, a swoich mężczyzn odesłały w kąt.
- Perfekcjonizm, przekonanie, że wszystko musi być idealnie. Idealnie wysprzątanie mieszkanie, za każdym meblem, w każdym kącie. Idealnie przygotowany karp. Idealnie wypieczony sernik. Idealnie ubrana choinka. Idealnie przygotowany stół. Idealna pani i gospodyni domu.
- Wszystko musi być idealne, bo co “powie ciocia/ teściowa/ mama/ siostra”, kiedy coś będzie źle zrobione. Obawa przed krytyką innych, tą broń Wewnętrzny Krytyk lubi bardzo.
- Wszystko musisz zrobić sama, bez pomocy innych, bo kiedy zaciągniesz do pomocy innych wówczas, już nie będziesz odpowiedzialna za całość.
- Musisz być w dniu świąt umęczona, narzekająca i robiąca z siebie “bohaterkę – ofiarę”, bo patrząc na wszystkie punkty powyżej, sama wszystko zrobiłaś.
A teraz jak wyglądały moje najlepsze święta?
Zaczęły się rok, po pamiętnych “wojennych”, kiedy odpuściłam sprzątanie (ogarnęłam rynek, jak to mówi moja mama), większość dań przygotowałam wcześniej i zamroziłam lub zamówiłam, chłopakom zleciłam ubieranie choinki, stół szykowali wszyscy, a ja kiedy zasiadałam miałam ochotę siedzieć, bo miałam na to siłę.
Odpuściłam sobie presję związaną z całym świątecznym blichtrem i miałam super święta.
A co najciekawsze mój Wewnętrzny Krytyk od tego czasu rzadko się wychyla, nawet jeżeli zaczyna swoje “Bo powinnaś…” to wówczas ja odpowiadam mu grzecznie, ale i stanowczo “może i powinnam, ale nie mam na to ochoty. Za to mam ochotę na spokojne i radosne święta. Zrobię albo i nie.”
Święta Bożego Narodzenia to czas radości i spokoju, spędzania czasu z bliskimi (bo zabiegani w codzienności nie mamy na to ani czasu, ani przestrzeni), jest to czas na rozmowy, odpoczynek, bycie dla siebie dobrym i to nie tylko dla siebie, jako dla innych, ale również dla siebie jako nas samych.
Nie daj się zwariować, świat się nie zawali jak nie umyjesz okien na święta, jak nie przygotujesz pięciu placków (chyba, że lubisz piec), jak nie wysprzątasz za meblami- wiem, sprawdzam to co roku i jak widać świat wciąż się kręci i Święta też, jak co roku pojawiają się w kalendarzu.
Dlatego Kochana nie daj się zwariować, odpuść sobie, a jeżeli Twój Wewnętrzny Krytyk zacznie rządzić, to daj mu szmatę i niech sam sprząta, a Ty zaparz sobie kawę i weryfikuj jego pracę.